czwartek, 9 lutego 2012

Wiesława Szymborska


Miłość od pierwszego wejrzenia

Oboje są przekonani,
że połączyło ich uczucie nagłe.
Piękna jest taka pewność,
ale niepewność piękniejsza.

Sądzą, że skoro nie znali się wcześniej,
nic między nimi nigdy się nie działo,
A co na to ulice, schody, korytarze,
na których mogli się od dawna mijać?

Chciałabym ich zapytać,
czy nie pamiętają -
może w drzwiach obrotowych
kiedyś twarzą w twarz?
jakieś “przepraszam” w ścisku?
głos “pomyłka” w słuchawce?
- ale znam ich odpowiedź.
Nie, nie pamiętają.

Bardzo by ich zdziwiło,
że od dłuższego już czasu
bawił się nimi przypadek.

Jeszcze nie całkiem gotów
zamienić się dla nich w los,
zbliżał ich i oddalał,
zabiegał im drogę
i tłumiąc chichot
odskakiwał w bok.

Były znaki, sygnały,
cóż z tego, że nieczytelne.
Może trzy lata temu
albo w zeszły wtorek
pewien listek przefrunął
z ramienia na ramię?
Było coś zgubionego i podniesionego.
Kto wie, czy już nie piłka
w zaroślach dzieciństwa?

Były klamki i dzwonki,
na których zawczasu
dotyk kładł się na dotyk.
Walizki obok siebie w przechowalni.
Był może pewnej nocy jednakowy sen,
natychmiast po zbudzeniu zamazany.

Każdy przecież początek
to tylko ciąg dalszy,
a księga zdarzeń
zawsze otwarta w połowie.



Nie sposób w takim dniu nie przytoczyć cudownych słów poetki....jakie są doskonale trafne.


Flara


Zapach mrozu, lampka wina

Doskonały stan ciała i umysłu trwa i trwa. Nie czuję już skwaru słońca na swojej skórze. szum wiatru w wiklinowych witkach i łopianach gra niezwykła melodię, improwizuje nuty które już nigdy się nie powtórzą. Konie polne uporczywie dodają swoje cykanie, nadając melodii rytm. Otwieram oczy gdy czuję chłodny cień kłębiastej przysłony słońca. Kobalt nieba wypełnia mój świat.

Czy można zamknąć taki stan w specyfiku spreparowany w laboratorium? Tabletce pełnej szczęśliwości? Genialny specyfik pełen błogości i szczęścia. Góra złota dla tego kto taki środek wymyśli. Pławiąc sie w chłodnej wodzie i myślach pozytywnych nasłuchiwałem kroków, dźwięków mogących świadczyć o nadejściu upragnionej chwili.

Słońce znowu zmusiło powieki do ochrony źrenic. Przyjemne ciepło zalało całe moje ciało. Czy stan oczekiwania może być przyjemniejszy od stanu spełnienia. Czy ta chwila może być kumulacją szczęścia? Czy może zdarzyć się jeszcze coś piękniejszego? Często spełnienie długo oczekiwanych marzeń przykrywa euforie oczekiwania, dążenia do ich spełnienia. Poszukiwanie przyjemniejsze od znalezienia, polowanie doskonalszy od zabicia wytropionej zwierzyny. Teraz po kilkudziesięciu latach wiem że stan niepewności i oczekiwania bywa kulminacją całego zdarzenia, po osiągnięciu celu krzywa radości gwałtownie opada.

Powieki nie są doskonałą ochroną przed złotą tarczą słońca. Na ich dnie tworzą się krwistoczerwone, czarne kręgi powielające słoneczne źródło życia. Czarne kule ze złocistą obwódką. Obraz ciemnieje, chłód przykrywa twarz. Znowu mogę otworzyć oczy.

Na błękitnym tle nieba widzę zacienioną postać nachylającą się nade mną. Ciemny kontur nieruchomo zawisa , przysłaniając mi źródło światła i ciepła. Przez kosmyki rozwichrzonej czupryny słońce puszcza do mnie świetlne refleksy. Szczupłe ramiona odcinają się na tle gradientów błękitu.

- Cześć

Oczekiwanie nie było kulminacją. To był początek.

wtorek, 7 lutego 2012

Pierwszy raz

Papiers, szklanka wódki

Było cholernie gorąco, słońce z rzadka chowało się za kłębiaste chmurki wolno przesuwające się po niebie. Biegnąc po ubitej, drodze wzbijałem trampkami obłoczki kurzu, który przykrywał moje nogi do kolan, warstewką brudu. Krople potu spływały mi po twarzy , plecach, nogach tworząc wzorki na zakurzonej skórze. Słońce operując wiele godzin, wyzwalało mieszaninę zapachów. Suszona trawa, liście łopianu, wysychające kałuże, krowa pasącą się za drewnianym płotem, wszystkie te cudowności dodawały do tej mieszaniny swoją część. Z daleka słychać było szmer rzeki pomykającej po kamienistym korycie. Dźwięk ten spowodował że jeszcze szybciej moje nogi pokonywały metry glinianej, spękanej bitej drogi prowadzącej do źródełka.

Wiedziałem że zaraz moje zakurzone i spocone nogi, ręce wpakują sie do lodowatego górskiego strumienia. Ach jakie to niesamowite! Kładę sie na kamieniach a zimna woda obmywa moje członki, zalewa mi oczy i usta. I widzę nad sobą błękitny bezkres nieboskłonu, zdobiony stadem białych, wełnianych stworzeń.

Czekam na Nią, tutaj się umówiliśmy.

Serce wali mi w piersi, ręce drżą, a w zasadzie cały drżę, przeszywany lodowatą kąpielą i podniecony świadomością ze zgodziła się ze mną spotkać, pierwszy raz.

Takie chwile zostają w pamięci na zawsze, To przecież jak spotkanie z aniołami. Te oczy tylko dla mnie. Może dotknę jej dłoni? Wyobrażam sobie że siedzimy na rozgrzanym kamieniu trzymając sie za ręce, patrzymy sobie w oczy, i tylko cienie stworzeń pełznących po niebie zmieniają krajobraz.

Czekam...

niedziela, 5 lutego 2012

Wysypane słowa

Oddalanie rozterek


…zasypane gwiazdkami białego
Skute lodem, szlaki
Zapomniane, słowa
Z domu, przy ognia strażnicy
Jest Ta , wypełniająca
Świata patrzenie
Wszystko
Wszystko
Wszystko
Złota… czekoladowa, niezapomniana, niepoznana…zapamiętana
W stalowe obręcze, śniegowe ślady wryta, wtopiona
Ogniem wypalona
W stali wykuta
W marmurze rysowana
Zapachem zamku,
wspomnień kształtowana
Niezapomniana
ONA