czwartek, 20 maja 2010


Gdzie jest początek umierania?

 

„Wreszcie jest

Czego więcej chcieć?

Gwiazdkę z nieba tanio sprzedam

Niebo darmo dam”

Kasia Nosowska

 

Poznaliśmy się w dawno w czasach kiedy nie było ocieplenia klimatu, piło się oranżadę, lato było gorące a zima śnieżna. Ulicami przejeżdżały nieliczne syrenki i polonezy. Rzeka pełna była pstrągów a las pełen grzybów. Kleszcz to był taki przyrząd do wyciągania gwoździ. Nie była to wakacyjna miłość, choć poznaliśmy się w wakacje.

Jadąc pomarańczowym autosanem, pełnym pachnących, zpracowanych górali, do kościoła na górkę. Zawsze był tłok. Piąta rano a w autobusie komplet bogobojnych ludzi. 

Pierwszy raz zobaczyłem te oczy daleko, daleko na samym początku ogromnego autobusu. Wsiadała na przystanku po mnie. Zerknąłem i ona spojrzała. Nasze młode twarze zaczerwieniły się jak porzeczki w ogrodzie mojego dziadka. I już nie mogłem oderwać od nich oczu…do teraz. Jak spoglądam na JEJ zdjęcie serce drży i wyrywa się z piersi. Wspaniałe chwile, stan uniesienia. Nic temu nie może dorównać.    Choć teraz towarzyszy temu ból i poczucie straconego czasu….

Zapachy letnich poranków w małej górskiej miejscowości przesycone były tysiącem zapachów. Pachniała rosa, powoli rozgrzewający się asfalt, lipy, las łąka, kopy siana, rzeka, chmury. Wszystko pachniało. Rosa zbierająca się na moich sandałach gdy biegłem , na skróty na przystanek, sprawiała że czułem się jak bym stąpał po falach. Szumiało mi w uszach, oczy wypełniały obrazy małej kobietki stojącej daleko, daleko z przodu długiego autobusu. Zerknie na mnie, obleje się rumieńcem i wywoła taki sam na mich policzkach.

Dowiedziawszy się gdzie mieszka przesiadywałem na ławeczce nieopodal i czekałem, czekałem kiedy się pojawi i kiedy będę mógł ją zaczepić i zapytać „jak się ma

Ławeczka drewniana, taka na której stawiało się bańki z mlekiem. Ławeczka, z której wóz zaprzężony w konia codziennie rano zabierał pełne banie białego, nie pasteryzowanego mleka do mleczarni. Ławeczka na której siadały muchy wystawiając swoje skrzydełka do słońca, a czasem mrówka przewędrowała w poszukiwaniu okruchy, lub drobinki cukru. Ławeczka która była moim punktem zaczepienia, miejscem zaklętym, miejscem gdzie wreszcie poznałem JĄ.

1 komentarz: